sobota, 30 listopada 2013

30 listopada 1931 roku. Jan Szancer, Jakób Gross, maile na wrotkach i czarny diament.



Zapraszam na nową stronę Zbieracza. Wszystkie teksty zostały przeniesione.



www.zbieraczstaroci.pl

źródło: Ilustrowany Kurier Codzienny
Wpadł mi w ręce Ilustrowany Kurier Codzienny, wydany dokładnie 82 lata temu. Właściwie jest to specjalny dodatek do bardzo poczytnego dziennika wydawanego w Krakowie przed wojną. Zawiera informacje kulturalne, obchody świąt, a także ciekawostki ze świata oraz kilka reklam. 

Na pierwszej stronie mamy rysunek Jana Szancera pt. Andrzejki, co jest oczywiste. Z kilkunastu zdjęć wybrałem dwa. Pierwsze pokazuje "Miasto czarnych diamentów" czyli Katowice, sfotografowane z drapacza chmur (tamtych czasów), na pierwszym planie widzimy areszt śledczy. Z obecnych map wynika, że perspektywa może wyglądać podobnie.

źródło: Ilustrowany Kurier Codzienny

Drugie zdjęcie pokazane jako ciekawostka, pt. "Szybkość przede wszystkim". Tak proszę Państwa wyglądało kiedyś dostarczanie obecnych maili, na wrotkach. Dziewczęta w spódnicach i prosto od fryzjera, kolejnym etapem przyspieszenia były zapewne legginsy i kaski.

źródło: Ilustrowany Kurier Codzienny

Oczywiście należy dbać o cerę, tak więc piękna art-decowska reklama, zachęca do stosowania specjalistycznych pudrów z laboratorium M.Malinowskiego w Warszawie.

źródło: Ilustrowany Kurier Codzienny
Na koniec reklama, która skłoniła mnie do zakupu tego dodatku. Mianowicie reklama sklepu Jakóba Grossa w Krakowie. Właściciel oferował w cenach promocyjnych zestaw Huty Szklanej J.Stolle Niemen.

źródło: Ilustrowany Kurier Codzienny
Dzięki życzliwości poznańskiego kolekcjonera szkła niemeńskiego posiadam kopię katalogu wydanego przez Jakóba Grossa. Sklep, a właściwie ogromny salon sprzedaży, mieścił się przy Rynku Głównym, oferował niezliczoną ilość wzorów porcelany, szkła i lamp. Dostępne zdjęcia witryn i wnętrz składu, pokazują jak szeroki wybór mieli mieszkańcy Krakowa. Katalog Grossa ma tą zaletę, że przedstawia zdjęcia szkieł w aranżacji. Nie są to zatem dwuwymiarowe rysunki, tak jak w katalogu Huty Niemen, ale fotografie konkretnych wyrobów z Brzozówki.

skan katalogu Jakóba Grossa

Na okładce katalogu widzimy dwukondygnacyjny sklep, na drugim skanie lampę podarowaną Prezydentowi RP, wykonaną w niemeńskiej hucie. Warto także zwrócić uwagę na monogram JS, który prawdopodobnie oznacza Juliusza Stolle.

skan katalogu Jakóba Grossa

P.S.
1. Uprasza się wszystkich handlowców reklam i artykułów zamieszczonych w starych czasopismach, aby nie wycinali tychże obiektów z podstawowego źródła. Reklama lub tekst jest cenniejszy, jeśli wiemy skąd pochodzi. Po drugie, zgodnie z nauką w dawnych szkołach podstawowych, książek i innych cennych wydań papierowych - się nie niszczy!
2. Uprasza się zainteresowanych kupnem powycinanych elementów czasopism, o nie kupowanie. Ukręcimy z czasem ten podły proceder. Ja przyznaję, że dwa razy kupiłem, czego ogromnie żałuję.


czwartek, 28 listopada 2013

Garnitur Hortensji 461. Naśladował czy naśladowany?


Zapraszam na nową stronę Zbieracza. Wszystkie teksty zostały przeniesione.



www.zbieraczstaroci.pl

"Nawet dziś jeszcze, przy tak poważnym zaawansowaniu badań nad europejskim szkłem międzywojnia, analizując proweniencję niemeńskich modeli, niepodobna ponad wszelką wątpliwość rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia ze świadomym i bezceremonialnym kopiowaniem, czy też jedynie z przejęciem powszechnie stosowanych kształtów, motywów dekoracyjnych i technik zdobniczych." - napisał Paweł Banaś w rozdziale książki "Rzeczy niepospolite"(2013r.), opisując działalność Michała Titkowa w hucie "Niemen".




Nie wypada się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, o ile w ogóle jesteśmy w stanie przypisać konkretne wyroby do poszczególnych wytwórni. Mam wrażenie, że nie brakuje badaczy szkieł europejskich, ale już polskich - niekoniecznie. Jest kilka tekstów Pawła Banasia, w tym napisana 30 lat temu książka "Szkło huty Niemen", podobnie jak publikacje dotyczące huty Czechy Ignacego Hordliczki, piotrkowskiej Hortensji czy huty Zawiercie. Książki, po pierwsze dostępne tylko w bibliotekach, po drugie redagowane bardzo dawno temu.



Czy wiedza, na temat polskiego szkła pierwszej połowy XX wieku jest bardziej obszerna niż ponad 30 lat temu, kiedy problemy z jej badaniem przedstawił we Wrocławiu wyżej cytowany autor? Mam duże wątpliwości, chyba że opracowania leżą w szufladach, a wiedza w głowie nielicznych. Szczerze mówiąc, to sądzę, że mało kto jest zainteresowany badaniem produkcji polskich hut szklanych. Wnioskuję tak z oferty wystawienniczej i edukacyjnej polskich muzeów a także np. z zainteresowania niedawno zakończonej wystawy "Niemeńskie Art Deco" w Białymstoku. Zwiedzałem tą ekspozycję prawie miesiąc od otwarcia, i wtedy żaden badacz nie pojawił się w muzeum. 

Na chwilę obecną, można zdobyć kopie katalogów kilku polskich hut, dzięki temu możliwa jest hobbystyczna analiza i porównywanie konkretnych modeli, tak jak ja to czynię. Niestety wiele obiektów, i to całkiem popularnych, o ciekawej atrakcyjnej stylistyce, nawiązujących do modeli katalogowych, nie można na sto procent przypisać do konkretnej wytwórni. Mam kilka takich szkieł, będę je opisywał i próbował znaleźć analogie do motywów już znanych eksponatów. Przy czym, podobieństw czy kopi detali nie należy traktować jako przesądzających o proweniencji danego szkła.

Dziś opiszę część kompletu toaletowego, powstałego w hucie Hortensja, oznaczonego numerem 461 w katalogu firmowym. Posiadam dwa flakony na perfumy oraz naczynie - korytko na grzebienie. Zakład wytwarzał garnitury na toaletę składające się z pięciu elementów, dwa flakony na pachnidła (jeden z pompką drugi z korkiem), puzderka, korytka oraz pojemnika na biżuterię.

Skan katalogu, Huta Hortensja, model 461
Natychmiast rzuca się w oczy podobieństwo do modelu karafki 1531 Huty Szklanej Stollego. Nawet duże podobieństwo. Przekrój dna jest prawie identyczny, boczne węższe ścianki także, korek jedynie mniejszy. Jedyna różnica to ilość podziałów na frontowej ściance przedmiotów, no i oczywiście wielkość oraz przeznaczenie.


Huta Niemen dosyć ciekawie przenosi wzór na tackę oraz kieliszki, huta Hortensja dodatkowo tworzy puderniczkę, i korytka. Tak naprawdę wszystko współgra, i łatwo rozpoznać każdy element garniturów.


Jednak obydwa komplety powstały w różnych polskich hutach. Kto na kim się wzorował, trudno powiedzieć. Należy podkreślić, że obydwie miały dobrych projektantów, dziś byśmy powiedzieli designerów czy stylistów, bo obydwie huty mają prawie taką samą bazę (flakonik - karafkę), a styl przenieśli na kolejne szkła różnych zestawów.


Jeśli postawimy kieliszki w korytku, jest ok. Podobnie z flakonem na tacy.

Niemen w Hortensji
Hortensja na Niemenie
Ciekawym motywem jest dekoracja, którą nazwę "odciśnięte zęby w jabłku", ujawnia się w każdym elemencie obydwu kompletów. Flakonik ma odciśnięte 3 zęby na obydwu bocznych powierzchniach, karafka 4 zęby ale tylko na jednej. Za to korytko Hortensji ma po 4 zęby, kieliszki natomiast 3. Niemeńska tacka, ma tych odciśniętych zębów całe mnóstwo po obwodzie. Może ktoś policzy?




A teraz wyobraźmy sobie, że nie mamy żadnego katalogu firmowego, a mamy dowolne szkła z tych garniturów. Czyż nie wnioskujemy, że szkła wykonała jedna huta?

A jeśli mamy jeden katalog, obojętnie który. Czy nie mamy uzasadnionych motywów, by twierdzić, że preweniencja jest taka sama?



No dobra, po co ja to piszę, przecież powszechnie znane są katalogi, choć rzadko wśród antykwariuszy, i każdy wie, że zestaw do likieru pochodzi z Brzozówki a toaletowy z Piotrkowa. Sednem mojego tekstu, jest to, że jest bardzo dużo szkieł, których nie można znaleźć w żadnych katalogach, ale mających pewne elementy wspólne z przedmiotami które tam znajdziemy.

Czy można wtedy przypisać niekatalogowany, na chwilę obecną, wytwór do danej huty? Można i nie można. Jak kto chce, ale najlepiej podeprzeć nasz domysł odpowiednią argumentacją, uzasadnioną i prawdopodobną wersją. Raczej odradzam stu procentową pewność, dopuszczam nazwę huty z pytajnikiem.

Dziś opisałem szkła, które wiemy skąd pochodzą, choć są bardzo podobne, w kolejnym tekście będzie próba pokazania, jak opisać bliźniacze (dwujajowe) szkła z których tylko jedno jest katalogowane.

środa, 13 listopada 2013

Poszukiwane korki do karafek. Niemen 1531


Zapraszam na nową stronę Zbieracza. Wszystkie teksty zostały przeniesione.


www.zbieraczstaroci.pl

Od momentu pokazania karafki z tacką, pochodzącej z Huty Szklanej J.Stolle "Niemen", moja kolekcja powiększyła się o dwie karafki i cztery kieliszki tego samego modelu. Niestety obydwie karafki nie posiadają korków. Proszę o kontakt osoby, które posiadają same korki, chciałbym kupić albo wymienić się.


Przy okazji uzupełnię informacje, które podałem w poście opisującym zestaw do likieru nr 1531.

Rysunek w katalogu firmowym huty Niemen
Matowanie karafek mogło dotyczyć różnych płaszczyzn, a efekt jest widoczny na karafkach różowych.


Wszystkie karafki mają niemal identyczne wymiary, różnice są rzędu 1-2 mm, ale za to masa jest różna. Najlżejsza jest bezbarwna - 348 gram, a najcięższa różowa - 442 gram. Widać na zdjęciu dna karafek, ścianki jednej z nich są dużo grubsze. Stąd też może wynikać intensywność koloru.



Niebieską karafkę nabyłem razem z kieliszkami, których kolor wydaje się lżejszy, ale może to wynikać także z grubości ścianek. Kieliszki są pojemności dokładnie 2 cl., czyli w karafce mieści się dokładnie 20 kieliszków.


Karafki są wysokości 166-167 mm, a kieliszki 68 mm.



czwartek, 7 listopada 2013

Orły Łopieńskich


Zapraszam na nową stronę Zbieracza. Wszystkie teksty zostały przeniesione.


www.zbieraczstaroci.pl

Orzeł jako symbol Państwa Polskiego, podobnie jak Syrenka - symbol Warszawy, dosyć często występował w pracach Braci Łopieńskich. Chciałbym przedstawić ciekawe wykonania, a jeden wiąże się z fascynującą historią. Zapraszam także, na kończącą się 11 listopada wystawę Bracia Łopieńscy Tytani Warszawskiego Brązownictwa w Muzeum Woli w Warszawie.

Muzeum Woli w Warszawie.
Zanim jednak zaprezentuję brązy, napiszę o jednej dosyć bulwersującej sprawie. W obecnych czasach poszukując jakiejkolwiek informacji, włączamy komputer i przeszukujemy sieć. Jest to dosyć łatwe, i choć w wielu przypadkach skuteczne, to czasami możemy trafić na nieprawdziwe a na pewno niepełne informacje. Wpisując do wyszukiwarki hasło Bracia Łopieńscy, można znaleźć kilka powielanych, lekko modyfikowanych not, powstałych zazwyczaj przy okazji wystaw monograficznych. Bardzo wysoko w wynikach wyszukiwania, pojawia się hasło Tadeusz Łopieński w Wikipedii. Ta internetowa encyklopedia, bardzo pomocna, zawiera jednak wiele niedopracowanych haseł.

Kolejny raz przypominam "starszym czytelnikom": tego czego nie ma w internecie - nie istnieje. Obecne pokolenie nie czyta książek, a na pewno nie poszukuje i nie grzebie za informacją. Tak więc, w wikipedii nie ma na dziś hasła Bracia Łopieńscy, a istniejące hasło Tadeusz Łopieński, jest żenująco skromne, ogranicza się do trzylinijkowej "informacji" oraz wymienieniu kilku pomników, wrzuconych do jednego worka Braci Łopieńskich i Spółdzielni Brąz Dekoracyjny. Szczególnie irytujące jest przedstawienie Spółdzielni Brąz Dekoracyjny, jakoby była kontynuacją wielopokoleniowej tradycji Pracy Łopieńskich. Pracy z dużej litery, nawiązuję oczywiście do Pracy Jerzego Leskiego.

Jerzy Leski "Praca", Bracia Łopieńscy, lata 30-te

W wielkim skrócie opiszę powojenne losy Tadeusza Łopieńskiego, głównie na podstawie szerokiego opracowania Pani Moniki Bryl w katalogu do obecnej wystawy. Po dramatycznych latach II Wojny Światowej, Łopieńscy odbudowali zniszczoną fabrykę, rozpoczęli drobną produkcję, ale ich największym udziałem była rekonstrukcja warszawskich pomników. Im także, zawdzięczamy uratowanie kilku monumentów przed całkowitym zniszczeniem. Jednak w 1950 roku jednym podpisem upaństwowiono, znacjonalizowano, czy mówiąc po polsku, ukradziono fabrykę braciom Łopieńskim.
Zaraz po tym okazało się, że bez nich nowo powstała Spółdzielnia Pracy Brąz Dekoracyjny nie mogła właściwie działać. Nowe władze stanowione przez byłych podwładnych, szeregowych pracowników, przyjęły do pracy braci Władysława i Tadeusza. Kiedy wykorzystano ich wiedzę i doświadczenie, okrzyknięto Braci kapitalistami czyli wyzyskiwaczami i usunięto z firmy. Zaraz po tym Władysław zmarł na serce, Tadeusz miał gorzej. Bez majątku, z zakazem wykonywania pracy brązownika, w jednym pokoju z żoną i córką, dzieląc mieszkanie kwaterunkowe z innymi ludźmi (dostęp do kuchni), nękany rewizjami UB. Mało? Parcelę przy Hożej w centrum Warszawy, odlewnie, magazyny, budynki fabryczne, wyposażenie, a nawet dwupiętrową kamienicę wyceniono na 37 tys. złotych, jednocześnie wymierzono podatek wyrównawczy w wysokości 1 mln zł. Większość pozostałego życia Tadeusz spłacał "dług" wobec PRL-u.

Po politycznej odwilży 1956 roku, wielu rzemieślników odzyskało swoje niewielkie warsztaty, ale nie Łopieński. Otrzymał za to zgodę najwyższych władz na prowadzenie pracowni brązowniczej. Proszę sobie wyobrazić jak Tadeusz kochał brązownictwo, i jakim był człowiekiem, że kiedy okazało się, że Spółdzielnia Brąz Dekoracyjny nie potrafi zrekonstruować pomnika Chopina, on ponownie wraca do pracy na Hożą. Dzięki Tadeuszowi Łopieńskiemu w 1958 roku pomnik Chopina powraca do Łazienek Królewskich. W 1960 roku w wieku 62 lat dostaje przydział małego lokalu przy Poznańskiej 24, gdzie do dziś córka Anna z mężem Wojciechem kontynuuje rodzinne tradycje.

Powyższa skrótowa notka pokazuje, że Spółdzielnia Brąz Dekoracyjny to nie Bracia Łopieńscy z inną nazwą, jak to sugeruje wikipedia. A wymienianie jednym tchem pomników Kilińskiego, Syreny i Marchlewskiego to już aberracja. Wikipedię na szczęście można naprawić. Mam apel do Pani Moniki Bryl, o ile to możliwe, o poświęcenie czasu na uzupełnienie informacji w wikipedii. 

Przejdźmy do orłów.


Tego Orła po prostu uwielbiam, zaprojektowany przez Tadeusza Łopieńskiego w latach trzydziestych, w stylu rytmowskim, występował w dwóch wersjach. W jednym wykonaniu jako podpórka do książek, w drugim stał dumnie na postumencie. Stanowiły przepiękną dekoracje gabinetu. Orła można zamówić w Pracowni do dziś, a jego stylistyka jest urzekająca.


Jeśli się dobrze przyjrzymy, orły choć bardzo podobne, różnią się. Łopieński doskonale uchwycił orły we właściwej pozie, stosownie do kontekstu. Jako podpórka do książek, widać wyraźnie, orzeł zapiera się i plecami podtrzymuje pionową część marmuru. Na postumencie, stoi z wypiętą piersią, niemal gotowy do lotu. Orły, jako symbol państwowy posiadają koronę.


Kolejnego orła, którego chciałbym pokazać, zaprojektował Józef Smoliński a wykonała firma Bracia Łopieńscy w 1920 roku. Jest to, jak sądzę, bardzo szczególny orzeł, ponieważ jest głownią Laski Marszałkowskiej Wojciecha Trąmpczyńskiego, pierwszego Marszałka Sejmu II Rzeczypospolitej.

Laska Marszałka Sejmu Ustawodawczego
I w końcu chciałbym przejść do sedna dzisiejszego wpisu. Poniżej przedstawiam orła zaprojektowanego i wykonanego przez Tadeusza Łopieńskiego. Jest to także głownia Laski Marszałka Sejmu, ale PRL-u, wykonana w 1971 roku. Jak łatwo zauważyć, orzeł jest niezmiernie podobny do tych pokazanych wcześniej, zaprojektowanych w latach trzydziestych. Stoi dumnie, z lekko wypiętą piersią i rozpostartymi skrzydłami, jakby pilnował i patrzył z góry na posłów. Wprawny widz zauważy, że brakuje jednego ważnego szczegółu - korony.

Laska Marszałka Sejmu PRL
Pan Wojciech Lipczyk zięć Tadeusza przekazał mi poniższą informację. Mianowicie, kiedy władze Sejmu zleciły zaprojektowanie laski, chyba zapomniały ile krzywd i niegodziwości wyrządził PRL Łopieńskim 20 lat wcześniej, i nie spodziewały się problemów ze zwykłą laską. Drzewiec projektował Wacław Wojciechowski, głownię - Tadeusz Łopieński. Przedstawiono projekt, oczywiście orzeł był w koronie, co nie spodobało się władzy. Kazano usunąć koronę, i może wtedy projekt przejdzie. Tadeusz usunął, ale założył orłowi beret, a nikt się tego nie domyślił.



Dopytywałem Pana Wojciecha, czy był w tym jakiś przekaz. Powiedział, że po prostu, orzeł powinien mieć jakieś nakrycie głowy. Ja myślę, że Tadeusz Łopieński zrobił to przekornie, wyobrażał sobie tą koronę, ale ukrytą pod beretem. W tym samym czasie zaprojektował i wykonał laskę rektorską dla Uniwersytetu Warszawskiego, z orłem w koronie.

Obydwie laski marszałkowskie można zobaczyć w każdej chwili w budynku Sejmu, przy głównym wejściu w gablocie. Obecna laska Marszałka Sejmu, powstała na początku lat 90-tych, i muszę stwierdzić, że jest taka nijaka. Jest na niej orzeł, ale zupełnie niewidoczny, leży sobie na szczycie. Leży "Signum Temporis". Byłoby niezwykłym posunięciem Pani Marszałek Sejmu, gdyby reaktywowała pierwotny projekt Tadeusza Łopieńskiego, po pierwsze wizerunkowo a po drugie, w hołdzie niezwykłemu człowiekowi "zaklinaczowi w brązie".

niedziela, 3 listopada 2013

Bracia Borkowscy. Żyrandol 10733.


Zapraszam na nową stronę Zbieracza. Wszystkie teksty zostały przeniesione.


www.zbieraczstaroci.pl

Po ostatniej prezentacji żyrandola Marciniaka, opiszę dla równowagi produkt Braci Borkowskich. Już ponad rok temu , przy okazji opisu dwóch lampek sufitowych, pokazałem go rozkręconego w pudełku. W końcu zająłem się nim, a efekt oceńcie sami.


Żyrandol wykonano z mosiądzu i poniklowano, posiada cztery punkty świetlne i występuje w katalogu Braci Borkowskich z 1935 roku pod numerem 10733. Poprzedni właściciel miał chyba bardzo wysokie mieszkanie, bo sztyca była przedłużona o pół metra. Dzięki temu, żyrandol przetrwał do dziś w katalogowej formie (oczywiście usunąłem zbędną część sztycy). Często spotykam się z ciekawymi lampami sufitowymi, ale skróconymi, co czasami im nie szkodzi, jednak do celów kolekcjonerskich wolę zdobywać w oryginalnych wymiarach.
Rysunek z katalogu Braci Borkowskich (1935r.)
Żyrandol rozebrany i wyczyszczony
W katalogach fabrycznych opisane są wymiary wyrobów, jednocześnie producenci informowali, "że są orientacyjne i bez zobowiązania", mierzone wraz ze szkłami i abażurami, a także z "zastrzeżeniem sobie prawa zmiany szczegółów konstrukcji i rysunku".
Żyrandol ma ponad metr długości, i średnicę ok. 55 cm. Klosze były inne niż na rysunku i nie podobają mi się, mam jednak kilka kompletów zapasowych.

Które wybiorę?
Korpus lampy jest w formie długiego walca, do którego zamocowano trzy esowate ramiona, oraz dolny szpon. Warstwa niklu niestety nie była zbyt gruba, z czasem wytarła się, i na całej powierzchni widać niewielkie plamki przebijającego mosiądzu.

Podsufitka i korpus z bliska. Przebijające plamki mosiądzu.
Z daleka nie rzuca się to w oczy, a po wyczyszczeniu żyrandol wygląda bardzo atrakcyjnie. Wymieniłem oczywiście przewody elektryczne, pozostawiłem oryginalne oprawki.

Rozkręcanie i skręcanie żyrandoli Braci Borkowskich jest o wiele łatwiejsze niż Marciniaka. Tutaj jest bezpośredni dostęp do śrubek łączących poszczególne elementy, i jeśli gwinty nie zostały wcześniej zerwane, skręcanie jest naprawdę sprawne. Żyrandole Marciniaka mają niewidoczne łączenia, a śrubki są trudno dostępne. Jednak największy kłopot jest z wymianą przewodów, z powodu małych otworów i skomplikowanych kształtów, przeciąganie wiązki jest pracochłonne i trzeba się imać różnych sposobów.





Po próbnym założeniu każdego z kompletów kloszy, do dalszej selekcji pozostawiłem różowe i te z zieloną kratką. Sądzę, że najbardziej pasują do tej lampy, mają mniejszą średnicę i nadają żyrandolowi lekkości, a różowe dodatkowo pięknie świecą w nocy.



Walcowate klosze pokazane na rysunku w katalogu Braci Borkowskich zostały źle dobrane, ponieważ nie współgrają z esowatą linią ramion. Moim zdaniem bardziej współgrają typowe berety, i choć różowe dobrze się prezentują to najlepszym wyborem będą szkła z zielenią.


Z tymi kloszami wiąże się ciekawa historia. Kupiłem je za grosze, a sprzedająca niezmiernie cieszyła się, że pozbyła się kłopotu… Ale to ja zrobiłem dobry interes. Szkła pochodzą z Huty Zawiercie, bardzo rzadki model, malowany w taki sposób, by imitował cellonowe abażurki. Cellon był wykorzystywany przy produkcji abażurów, ponieważ jest trudno palny i w przeciwieństwie do jedwabiu, który był także stosowany, nie wymagał stelaża. Tutaj Huta Zawiercie, by nadać kloszom wyjątkowości, stworzyła klosze malując je naprzemiennie na brązowe i zielone pola, a nawet dodano imitację szwów. Niestety z biegiem lat (ok.80-ciu), farba miejscami wytarła się, a właścicielka chcąc ujednolicić klosze próbowała je szorować. Wiem to, ponieważ zapytała mnie, czym najlepiej wymyć szkła, bo mąż jej kazał i ona szorowała godzinami, a efektów nie widać. Jak jej powiedziałem, że delikatnie szmatką z mydełkiem, to tylko machnęła ręką, ciesząc się że kupiłem klosze.


Efekty szorowania widać szczególnie na dolnym szkle, farby zostało już niewiele, ale ogólnie klosze mają niezwykły urok. Szkła oświetleniowe z Huty Zawiercie są rzadkie i poszukiwane, pokazują możliwości tej fabryki, wielość wzorów i dekoracji. Bardzo się cieszę, że udało mi się zdobyć komplet tych kloszy.


Posiadam trzy kompletne katalogi oświetlenia Braci Borkowskich i opisywany żyrandol występuje w dwóch z nich, z roku 1935 i 1938. W tym pierwszym, pokazano także inne wersje tej lampy. Pięcioramienną i trzyramienną bez klosza dolnego, a także trzyramienną z ogromnym dolnym abażurem. Proszę zwrócić uwagę, że w tych różnych wersjach stosowano inne szpony (podkloszówki). Świadczy to o tym, że klient miał możliwość wyboru wykończenia i szkieł. W moim żyrandolu dodatkowo we wszystkich podkloszówkach są gniazda z gwintami, co może świadczyć, że oryginalnie zastosowano szkła z wywiniętym kołnierzem, mogły być to nawet kule, które łatwiej utrzymać w czystości i nie gromadzą się w nich owady.

Różne wariacje żyrandola Braci Borkowskich.

Jeśli kogoś interesuje, to w listopadzie 1935 roku żyrandol który posiadam, kosztował 36 złotych bez szkieł, najtańszy z kloszami matowymi 45,20 zł., a najdroższy ze szkłami złocistymi marmurkowymi 57,80 zł. Stosunkowo drogi był sam abażur w wersji 10718, za jedwabny trzeba było dopłacić 40 zł a za cellonowy 48 zł. Jest to cennik do katalogu, i nie wiem czy dotyczył sprzedaży detalicznej czy hurtowej. Ceny nie obejmowały żarówek, opakowania i wysyłki. Co ciekawe, to podstawowa cena za sam żyrandol, była w przypadku niklowania taka sama jak bez, co wydaje się dziwne znając obecne ceny galwanizacji.